27 kwietnia mialam zabieg czyszczenia macicy, dużo płaczu, bólu - bardziej psychicznegi niż fizycznego, strachu o to co będzie dalej...
Minął długi majowy weekend, smutny i ponury jak nigdy i wiecie co postanowiłam że będę się modlic że to przyniesie mi ulgę, szukałam różnych modlitw, spiewałam piosenki, rozmawiałam z Bogiem i ciągle mówiłam mojemu Aniołkowi jak bardzo go kocham, że przyjdzie taki czas że wezmę Go w ramiona, ucałuję, utulę i powiem jak bardzo Go kocham - tak jak nie było mi dane tego zrobić teraz, wypałakała chyba wszystkie łzy, wykrzyczałam się w samotności, rozpoczełam "Nowenne Pompejańską" i wierzyłam że będzie dobrze, chciałam jak najszybciej byc ponownie w ciąży.
Wróciłam szybko do pracy i przybierając codziennie maskę z uśmiechem, szłam do pracy, robiłam wszystko co do mnie należy z jeszcze większym zapałem niż kiedykolwiek. To pomogło mi wrócić do jako tkiej codzienności.
Po 6 tygodniach lekarz dał nam zielone światło na starania, ale podeszliśmy do tego na chłodno i spokojnie.
W sierpniu pojechalismy na wakacje, nawet chciałam tak dobrac termin żeby wypadło w owulację, ale jakoś mi się wszystko poprzestawiało i pojechaliśmy tuż przed zbliżającą się @.
Wakacje były cudowne, spacery po górach, wieczorkiem knajpki. dobre jedzonki i odrobinka piwka, a później przytulanki. Ale nawet przez myśl mi nie przeszło że mogłabym zajśc w ciążę bo przecież juz było dawno po tych dniach, czekałam spokojnie na @, ostatniego dnia wakacji dostałam smsa od koleżanki z pracy z podziękowaniami za namiary na mojego lekarza, pomyślaalm sobie że sama musze się do niego wybrać i sprawdzic czy wszystko jest ok.
kilka dni później kiedy@ się spóźniała zrobiłam test, niestety jedna kreska, cztery dni później nadal @ brak i kolejny test na którym zobaczyłam bladziutką druga kreskę, za dwa dni juz była dobrze widoczna, radość i strach, test BetaHCG - pozytywny, wizyta u lekarza - wszystko jest ok, choć ciąża bardzo młoda i jeszcze nie widać serduszka.
Za tydziń kolejna wizyta i już coś byc powinno, zarodek urósł ale jeszcze serduszka nie widać, kolejna wizyta za tydzień - jest serduszko ale za wolno bije i zarodek za mało urósł od ostaniej wizyty, lekarz jednak daje nadzieję i umawiamy się na wizytę za tydzień, ale juz wiedziałam że jest źle, poszłam na cmentarz na grób swojego pierwszego Maleństwa, płakałam, prosiłam, modliłam się żeby jednak wszystko było dobrze. Nadszedł dzień wizyty, niestety diagnoza straszna - serduszko przestało bić ;( i na dodatek podejrzenie zaśniadu, co znaczyłoby że przez najbliższy rok nie możemy starać się o dziecko.
Powtórka z rozrywki - 01.10.2015r - szpital, łyżeczkowanie, ból, płacz, strach i niechęć do zachodzenia w ciążę, złość na cały świat!
Żal do Boga, nie chciałam iść do kkościoła bo po co, przecież i tak nikt mnie nie wysłuchal, przecież tyle się modliłam, prosiłam o zdrową ciążę i zdrowe dziecko a tu kolejna strata.
Wszyscy byli winni a najbardziej Bóg, zawiodłam się na nim i byłam zła!!!